Lawendowy szampon firmy faith in nature KLIK
"Łagodny szampon do przywrócenia równowagi włosów i skóry głowy. Pachnący mieszaniną lawendy i oleju geranium pozostawia włosy czyste, wyważone, bez nadmiernego wysuszenia. Lavenda także przyczynia się do równowagi na wydzielanie sebum."
o SLS i SLES pisałam już tutaj
ale zaraz wrzucę wam tu jeszcze więcej.
o co chodzi?
W tym szamponie faktycznie nie ma slesów, ale jest ammonium lauryl sulfate. Co to takiego?
"Łagodny szampon do przywrócenia równowagi włosów i skóry głowy. Pachnący mieszaniną lawendy i oleju geranium pozostawia włosy czyste, wyważone, bez nadmiernego wysuszenia. Lavenda także przyczynia się do równowagi na wydzielanie sebum."
- -bez sztucznych konserwantów i barwników
- -pH zrównoważony
- -ulega pełnej biodegradacji
- -nie tesstowany na zwierzętach
o SLS i SLES pisałam już tutaj
ale zaraz wrzucę wam tu jeszcze więcej.
o co chodzi?
W tym szamponie faktycznie nie ma slesów, ale jest ammonium lauryl sulfate. Co to takiego?
"Podstawowym składnikiem typowego szamponu jest woda. Zaraz po niej, na
liście składników pojawiają się detergenty. To od nich zależy jakość i
delikatność szamponu. Kosmetyka konwencjonalna stawia na dwa silne
detergenty syntetyczne - powszechnie używane również w produktach
służących do odtłuszczania i mycia urządzeń oraz pomieszczeń. Mowa o Sodium Lauryl Sulfate (w skrócie SLS) i Sodium Laureth Sulfate (SLES). Obydwa są w kosmetykach naturalnych certyfikowanych ekologicznie zakazane, ale Ammonium Lauryl Sulfate
- tylko nieco mniej podrażniający, ale równie syntetyczny - jest przez
francuski Ecocert i europejski NaTrue dopuszczany. Znajdziemy go więc
wśród podstawowych składników wielu francuskich szamponów
certyfikowanych ekologicznie. Ammonium Lauryl Sulfate często towarzyszy
Cocamidopropyl Betaine - jego zadaniem jest złagodzenie działania tego
pierwszego. Jest to jednak substancja chemiczna, ropopochodna, która nie
powinna - zdaniem niektórych fachowców od kosmetyki naturalnej -
występować w szanujących się certyfikowanych eko-kosmetykach. Podobnie,
jak Ammonium Lauryl Sulfate zresztą."
"Tak więc znów coś nie tak. Mimo wszystko ilosc dobrych składników w tym szamponie jest naprawdę imponująca. Same wiecie jak trudno znalezc szampon bez SLES, więc i tak cieszę się z tego łupu, który poleciła mi Martyna."
Same spójrzcie na skład < WOW >
- Aqua (water from the Lake District)
- ammonium laureth sulphate*
- sodium chloride** (sea salt)
- cocamidopropyl betaine*
- lavandula angustifolia* (lavender)
- lavandula hybrida* (lavandin)
- pelargonium graveolens* (geranium)
- melaleuca alternifolia*
- aroma*
- E163* (grape skin extract)
- polysorbate 20*
- sodium citrate*
- linalool°
- citronellol°
- geraniol°
Okej, gdyby jednak uprzec się, żeby nie było żadnego z tamtych 3 syntetyków, to co ?
"Zdecydowanie najbardziej delikatne są detergenty z końcówką Glucoside (Coco Glucoside, Caprylyl/Capryl Glucoside - pochodne cukru). Z tym, że są one surowcem drogim (kilogram Coco Glucoside kosztuje ok. dziesięć razy drożej od SLS-u, jest też droższy od Ammonium Lauryl Sulfate), a więc mniej rozpowszechnionym. Delikatne są również Disodium Cocoyl Glutamate i Sodium Cocoyl Glutamate. I właśnie eko-szampony z zawartością takich detergentów powinnyśmy wybierać."
I tu jeszcze ciekawe rzeczy, które znalazłam:
"Gdyby zwolennikom kosmetyki naturalnej zależało tylko na naturalnych składnikach, powinni myć głowę np. marokańską glinką ghassoul - doskonałym środkiem oczyszczającym, w stu procentach naturalnym, delikatnym i bezpiecznym. Tyle, że ghassoul po wymieszaniu z wodą ma gliniastą konsystencję, no i się nie pieni. Tak więc wysiłki producentów kosmetyków naturalnych certyfikowanych ekologicznie idą w kierunku takim, by pozostać jak najbliżej tradycyjnych szamponów chemicznych (pod względem „zachowania się" produkty w trakcie użycia), a jednocześnie się od nich oddalić na tyle, by móc uzyskać certyfikat."
"Co jeszcze warto wiedzieć o szamponach? To, że gdyby dotrzymywały swoich reklamowych obietnic, wszyscy chodziliby z pięknymi włosami i bujnymi czuprynami. A tak nie jest. Poza tym, warto podejść do kwestii zdroworozsądkowo: jaką wartość pielęgnacyjną może mieć składnik wymieniany na opakowaniu jako najważniejszy (np. wyciąg z wybranej rośliny rośliny), jeśli - de facto - jest on wymieniony na szarym końcu listy składników? Odpowiedź brzmi: żadną (lub prawie żadną) - pamiętajmy o tym, że im dalej na liście składników jest dana substancja, tym jej w danym produkcie mniej, a w kontekście szamponu woda plus detergenty plus tzw. zagęszczacze stanowią 90proc. produktu."
"Pamiętajmy też o tym, że spektakularne działanie konwencjonalnych szamponów (mowa o efekcie gładkości i łatwym rozczesywaniu włosów) uzyskiwane jest przez użycie sztucznych substancji, które „oblepiają" czy też „oklejają" włos aż do kolejnego mycia. Szamponom opartym na naturalnych recepturach uzyskać taki efekt jest dużo trudniej. Co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Powiedziawszy to, niektóre stare, babcine sposoby sprawdzają się równie dobrze, co nowoczesne, chemiczne i high-tech'owe produkty. Przykładowo: ocet jabłkowy użyty do ostatniego płukania włosów (lub jako odżywka w proporcjach: łyżeczka miodu i łyżeczka octu jabłkowego rozpuszczone w ciepłej wodzie, całość wmasowana we włosy po zmyciu szamponu, a następnie spłukana) ułatwia rozczesywanie włosów nie gorzej niż silikonowa odżywka."
"Zwróćmy na koniec uwagę na to, że kiepska kondycja naszych włosów i skóry głowy bywa często efektem intensywnych zabiegów pielęgnacyjnych, którym je poddajemy. Codzienne mycie silnym, chemicznym szamponem (bo chcemy osiągnąć natychmiastowy efekt), suszenie gorącym powietrzem suszarki (bo chcemy wysuszyć włosy jak najszybciej), wreszcie nakładanie ciężkiej chemicznie odżywki (bo chcemy wyglądać jeszcze bardziej spektakularnie), która wymaga codziennego zmycia (z użyciem szamponu z silnymi detergentami) nakręca spiralę coraz częstszych i coraz bardziej drażniących zabiegów pielęgnacyjnych."
Czas na krem.
"Zawsze na noc używałam bambino, żeby porządnie nawilżyc.
W czasie zajec z kosmetologii usłyszałam, że parafina (Parafinum Liquidum) to zupełny shit.
Powiedziałam - Przecież to jest w kremach od pierwszego dnia życia
-I to jest totalny błąd
"Spytałam więc o coś zastępczego i usłyszałam Cetaphil. Faktycznie, polecany przez dermatologów i przez mnóstwo dziewczyn, które tylko miały z nim kontakt. Co równie ogromnie ważne - jest nie komedogenny (nie powoduje zaskórników) "
"Naprawdę ciężko znalezc krem bez parafiny (pochodnej ropy naftowej zresztą)
a ten preparat jest naprawdę świetny."
a ten preparat jest naprawdę świetny."
Cena od 30 do 40zł za 250ml czyli całkiem rozsądnie.
GORĄCO WAM POLECAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz